poemat na dziś

p

juleczce, misiowi i maćkowi

osadzeni na powierzchni życia
salonowych mebli podczas letnich wakacji
w fałszywej przeszłości
z której pozostały tylko masy ludzi
(rewolucje partie przewroty wojny
strajki obozy koncentracyjne)
miast tego jednego który był
a potem obcy umarł
nie związany z niczym
jak hak w pustym pokoju

nie stawiaj nigdy na człowieka
nie wierz człowiekowi
każdy jak zgrana karta
jak wszystkie te smutne dni
które musisz jeszcze przeżyć
jak te obelgi szeptane za plecami
jak twoja samotność
i huk zegara

ty pierwszy z brzegu niepokojący
choćbyś był kimkolwiek
raczej nie najbardziej odpowiednim
bohaterem swych nocnych snów
ale skoro innego nie ma
ty młody byle jaki mężczyzna
musisz siedzieć żeby pisać
na tym się nie skończy
może będziesz musiał jeszcze nieskończenie wiele
o czasie o którym nic jeszcze nie powiedziano
mimo że cierpisz i działasz
i rady sobie dać nie możesz

czy wiesz coś o tych ludziach
którzy przecież żyją
że mówisz kobiety dzieci chłopcy
czy wiesz że nie ma liczby mnogiej
są tylko nieskończone pojedyncze
łzy pocałunki noże i morderstwa
że każdy tajniak jest tylko jeden
nawet kiedy tysiąckrotnie się zbliża

dobrze jest powiedzieć głośno
nic się nie stało
i jeszcze raz nic się nie stało
czy to pomaga gdy wiatr pada w oczy
i wiesz że ciągle jeszcze nie oswoiłeś się
z tym światem który wydaje się pisany
nim cokolwiek jeszcze się zdarzy

wszystko jest takie naturalne
przeszedłeś przez to
jak przechodzi się przez sen
i nie zatrzymałeś się
miałeś we krwi wskazywanie
nie kształtowanie nie mówienie
i postanowiłeś to nikłe
to które tylko pragnienie
pozwalało ci dojrzeć
od razu powiększyć
by stało przed wszystkimi
tak powstał twój teatr
życie które takie nieśmiałe
a jednak się wślizgnęło
a potem głęboko cofnęło do wnętrza
tak głęboko
że podejrzewać nawet nie można

ta rzecz myślałeś zgubiona
pewnego dnia zjawia się na swoim miejscu
nienaruszona delikatna nowsza
jakby ktoś o nią przez cały czas dbał
i leży na twojej kołdrze
strach że kruszyna staczająca się z łóżka
upadnie szklana i stłuczona
i tym samym wszystko się stłucze
wszystko na zawsze
strach że skrawek koperty
dopiero co rozciętego listu
jest niesłychanie cenny (nie wiadomo czemu)
i że w całym pokoju
nie ma dość bezpiecznego miejsca
strach że kiedy zaśniesz
jakaś liczba w tobie zacznie rosnąć
i nie starczy jej przestrzeni
strach że możesz zacząć krzyczeć
i przed twoimi drzwiami zbiegną się ludzie
a wtedy mógłbyś się zdradzić
i powiedzieć wszystko czego się boisz
i strach że nie możesz powiedzieć nic
bo wszystko jest niewypowiedziane

czy można wybrać osobność
tak jak wybiera się
śmierć ze strachu
powolne kołatanie serca
napięcie uszu
i opętanie mięśni
czy można
nie wstać któregoś rana
zamknąć się
na te wszystkie kłamstwa codzienności
i wzniosłe krzyki tych
którzy cię nienawidzą

to żaden ze szpiclów tego świata
ale właśnie twój przyjaciel
wymierzy ci pierwszy policzek
on cię zadenuncjuje
oskarży za twoimi plecami
kiedy nie będziesz nawet mógł
powiedzieć słowa na swoją obronę
to on zasłoni się szczytnym sloganem
symboliczną czystością swoich rąk
on nawet nie podejdzie
kiedy będziesz płakał
a on

pewnego dnia pokochasz ciemność
gdy będziesz szedł tą mroczną alejką
w której zawsze dopadał cię lęk
poczujesz noc jak wchodzi w ciebie
i to nie boli jest takie rozkoszne
kiedy nikogo nie widzisz
a czujesz tysiące oczu
zapamiętujących każdy krok
jest już ten dzień
kiedy nie chcesz nikogo widzieć
kiedy nic nie masz do powiedzenia
nie oszalałeś jeszcze
nie zdzierasz skóry
ale już dojrzało podejrzenie
już wiesz na pewno
że nigdzie nie uciekniesz
i nagle jak mydlana bańka
nie pękniesz

aż wreszcie w dniu
kiedy staniesz przed zawartym oknem
i wzywać będziesz tych wszystkich
którzy nie stchórzyli
i tych którzy umarli w sobie
przeklniesz rzeczywistość
we wszystkich kolorach tęczy
we wszystkich odmianach religii
słów snów polityki i megafonów
nicujących cię przez wszystkie przypadki
które mogą zaprowadzić cię do więzienia
wypędzić z tłumem na ulicę
zakleić plastrem usta
obudzić ze snu

jesteś bez szans

Ostatnie wpisy

Archiwa