długo jeszcze będę chodziła za tobą
w mrocznym trochę cuchnącym powietrzu
naszego przedmieścia pociętego uliczkami
pustymi jak smutek rozwalających się bud
będę dreptała nadeptując sama na swą nogę
przez nogę obciągając sukienkę nad wżartą
w ciało uda krawędzią pończochy patentki
nauczona boleśnie że z aksamitu nie schodzą plamy
za tobą niosącą zapowiedź mojego własnego zapachu
łagodności i ciepła wypełnionego pestkami
wydrylowanych właśnie jesiennych wiśni
na zimowe kompoty i konfitury
boję się
boję się utracić twoje ręce
okrągły spokój szarej twarzy
zupę na kuchni
równo zawieszone
każdego wieczoru nad wanną
biustonosz pończochy i majtki
połykane ukradkiem łzy