my tacy mali
przez poetów wymyśleni
zniewoleni złym codziennym snem
we mgle uciekamy aż za tramwajowe tory
jesteśmy niebem które spada nam na głowę
i ogniem nieba który słońce zabił
jesteśmy kulą w której się dusimy
i pokrętnością lichych naszych spraw
my niby źródła przedwczorajszych tęsknot
schowanych teraz pilnie w skrzypiących szufladach
głów naszych krągłych naznaczonych klęską
my niby mówimy
wszak ściszonym głosem
my niby uciekamy
skoro w cichostępach
a jednak się skradamy
za sobą co krok