(z obrazu Bruegla)
Uchyliłam rąbka tajemnicy
mijam was kiedy ziarno sieję
a niektórych zagarniam mej spódnicy skrajem
Nie lubię kiedy patrzycie mi w twarz
jest tępa nieruchoma brzydka mówicie
a przecież niejednemu mignęła nieskończoność
kiedy spojrzał prosto w moje oko
Nie widzę was między jednym a drugim stąpnięciem
Gdy mrowicie się u wejść do swoich nor
słyszę tylko niepotrzebną krzątaninę
która przecież nie może zgasić łuny
Kochani kochani więc po cóż mnie wołacie
Przyszłam jestem idę sprawiedliwa
chcę dotknąć każdego z was z osobna
Moje dłonie moje dłonie
muszę ogrzać moje dłonie
Nie mówcie już nigdy szalona