Androgyne i Melquiades

A

I co dalej

Ktoś stanął w drzwiach
Jej szeroka suknia
zsuwa się z fotela
i schrypnięty śmiech
płynie ku łzom starca
co pochyla głowę
na jej płaską pierś
Dłonie kryją dłonie
Oczy śledzą słowo
które nie chce przyjść
troskliwie ukryte w zieleni zmierzchu
choć zmierzch był chyba wczoraj
i wcale nie jest pewne
czy przyjdzie dziś

I co dalej

Zapach pleśni
najlepiej wywabić kadzidłem
a to słowo które miało przyjść
chyba tak zapleśniało
Więc co zrobić
Wydobyć je na pleśń dłoni
czy wykadzić tę drobną przestrzeń
nieludzkiego porozumienia
by jeszcze bardziej nie rozkopywało
rowu podbiegłego wodą słów
Ale jeśli wykadzić
nie wróci już nigdy
a cóż wtedy zrobić
z tymi wszystkimi rzeczami które umiało załatwić

I co dalej

Teraz mówią wreszcie
i słowa na słowach
szeleszczą zapamiętale
dotykając ich ust
wchodząc pod powieki
w nozdrza i pod paznokcie
muskając jej suknię
i drażniąc jego źrenicę
Jest ich coraz więcej
między nimi Coraz ciaśniej
w nich Brak miejsca
dla słów nadchodzących
A przecież to żywioł
którego już nie mogą powstrzymać
zasypuje ich

I co dalej

Pożółkłe kartki książki…

Ostatnie wpisy

Archiwa