przyjaciele moi i bracia
których przed oczy swe wzywam
którzy jak wiersz układacie się
na szpaltach pism całego świata
bracia moi umarli kochankowie
po imieniu was wołam
i wy co ze mną tutaj obetkani
zwojami drutów siedzicie
na hańbę świata naszego
szeptem zaciśniętych ust
przekładam koraliki waszych imion
by zawsze na końcu tej litanii
uczynić pauzę
ona brzmi jak władza
której portrety runęły
by zrobić miejsce nowym
ale nikt tutaj nie wypowiedział
jej imienia
bez należnego szacunku
milczałam milczę i będę milczała
bo cóż mogę powiedzieć
tym twarzom na których
już wypisano wyrok
zapłacę za niego
skoro nie umiałam umrzeć
w równie odpowiednim czasie
zapłonę jak symbol starej władzy
by ukoić tłumy
dam im swą gwałtowną śmierć
jeśli nie ma
nowej władzy nowego programu
i nowych wreszcie spokojnych nocy
jest tylko cokolwiek przetasowana
talia kart